Nasze Artykuły
JAK DALEJ REALIZOWAĆ SWOJE CELE, KIEDY CZAR NOWOROCZNYCH POSTANOWIEŃ PRYŚNIE?
Autorka: Marcela Morkis
Mamy kolejny nowy miesiąc w 2021 r., a Ty jeszcze nie rozpocząłeś swoich założonych postanowień na ten rok lub co gorsza już je porzuciłeś, bo straciłeś motywację? Pewnie większość Twoich celów wymaga czasu, aby efekty były zauważalne. Nikt po kilku zajęciach nie nauczył się języka, nikt również po jednej lekcji baletu nie został baletnicą.
Zobacz nasze 3 proste porady, które warto zrealizować, kiedy dopadnie Cię brak chęci do działania:
- Odpuść! Tak, dobrze czytasz. Odpuść, ale na chwilę. Nie rezygnuj od razu z zajęć, na które się zapisałeś. Nie odpuszczaj przyszłościowych projektów tylko dlatego, że chwilowa wymówka ,,nie mam czasu’’ Ci na to pozwala. Z naszego doświadczenia wiemy, że jeżeli zrezygnujesz teraz całkowicie, później będzie Ci 2 razy trudniej zacząć, a efekt końcowy będzie taki, że nie zaczniesz wcale. Jeżeli w jednym tygodniu odwołasz zajęcia lub przełożysz własne realizacje, świat się nie zawali. Ty nabierzesz dystansu, złapiesz trochę oddechu i odpoczniesz, a z nowym tygodniem wystartujesz ze świeżą energią do działania.
- Poszukaj ludzi, którzy idą w tym samym kierunku, co Ty. Na facebooku, w miejscu gdzie uczęszczasz na zajęcia. Może akurat dołączysz do wspólnej grupy, gdzie będziecie wymieniać się własnymi doświadczeniami i wspólnie motywować. Jeżeli uczysz się języka angielskiego, a straciłeś motywację i wiarę w swój dalszy rozwój – zapisz się na bezpłatne konsultacje z naszym trenerem językowym w ramach akcji YOUR TURN TO LEARN. Nie musisz być naszym uczniem, aby skorzystać z konsultacji. Są one bezpłatne dla każdego, wystarczy się umówić na dany termin. Jeżeli chcesz wiedzieć więcej lub masz pytania- napisz do nas 🙂
- Napisz sobie swój plan działania, dopasowując go do Twojego aktualnego rozkładu dnia. Możliwe, że to, co robiłeś 2 miesiące temu jest już nieaktualne i dlatego na wszystko brakuje Ci czasu. Usiądź i na spokojnie obmyśl nowy plan. Rozdziel sobie zadania i realizację, tak, aby nie kolidował z innymi ustaleniami. To Ty znasz najlepiej swój grafik i dostępność. Czasami lepiej obrać metodę malutkich kroków i bez pośpiechu realizować zamierzone cele.
Czasami nie trzeba zmieniać dużo, aby wcielić w życie swoje postanowienia. Organizacja własnej pracy i złapanie dobrego nawyku może u Ciebie być złotą regułą na sukces. Badania mówią, że potrzebujemy 21 dni regularnej pracy, aby nowa czynność stała się właśnie naszym nawykiem. Podejmij próbę i włóż trochę wysiłku, a na pewno zauważysz efekty swoich działań.
,,Jeśli nic nie zmienisz, nic się nie zmieni. Gdy będziesz postępować tak jak dotychczas, to uzyskasz to, co dotychczas. Chcesz zmiany, zmień coś.’’ Courtney C. Stevens
Każda zmiana wymaga od nas wysiłku, ale jeżeli ma zmienić się na lepsze, to sam odpowiedz sobie na pytanie, czy warto 🙂
Jak wyłączyć się na chwilę z sieci w czasach życia online. I wrócić bardziej zmotywowanym na angielski!:)
Obecnie nasze codzienne obowiązki przeniosły się do internetu. To tam pracujemy, robimy zakupy, uczymy się, a nawet spotykamy z lekarzem czy przyjaciółmi. Z uwagi na panującą sytuację niektórych rzeczy nie da się przenieść do stacjonarnego świata. W tym wypadku trzeba to zaakceptować, ale po pracy w trybie zdalnym, zajęciach z angielskiego online czy zamówieniu zakupów, warto wyłączyć laptopa oraz odłożyć telefon i chociaż na chwilę spróbować ,,wylogować się’’ z sieci.
Jak to zrobić? Podpowiemy Ci w poniższym artykule. Pewnie niektóre rozwiązania znasz, może o niektórych zapomniałeś, a może trafisz na coś zupełnie dla Ciebie nowego 🙂
- Planszówki dla dużego i dla małego, a może wspólne granie? Obecnie ta forma bardzo wróciła do mody. Grają i dorośli i dzieci, a wersji różnych gier, w różnych odsłonach jest bardzo dużo na rynku. I naprawdę jest w czym wybierać. Możesz znaleźć grę, w której rozgrywka i strategia może trwać nawet cały dzień i nieźle trzeba będzie się napracować żeby po mistrzowsku wygrać. Ale możesz również wybrać wersje krótsze, wszystko zależy jaki rodzaj gry wybierzesz, ile osób będzie grało i ile możesz poświęcić na to czasu. Nie musisz od razu wydawać fortuny na kilka pudełek z grami. Zobacz czy w Twoim mieście funkcjonują wypożyczalnie gier planszowych. To fajna opcja, aby spróbować różnych kategorii. Może masz w swoim otoczeniu znajomych, którzy również tak spędzają wolny czas ? Może warto na początek od nich pożyczyć jakąś wersję ?
Z naszych ostatnio ulubionych gier polecamy:
- Wsiąść do pociągu
- Catan
- Dooble
- Tajniacy
- 5 sekund
- Karty dżentelmenów
A Ty co dorzuciłbyś do tego zestawienia ?
- Kolejny sposób jest najprostszy na świecie i znany na pewno każdemu. Często jednak o nim zapominamy jako o formie relaksu. Spacer. Tak, zwykły, najprostszy. Dookoła bloku, po parku, gdzieś dalej w formie wycieczki za miasto. To bardzo fajna forma spędzania aktywnie wolnego czasu, która dobrze wpływa na Twoją kondycję oraz pozwoli Ci przewietrzyć umysł 🙂
Po takim spacerze na pewno sen będzie przyjemniejszy, a w kolejnym dniu obudzisz się bardziej wypoczęty. Podobno spacery również sprawią, że będziemy żyć dłużej. Chyba nie ma na co czekać, po pracy wskakuj w ciepłe ciuchy i idź maszeruj gdzie Cię nogi zaprowadzą 🙂
P.s. w ciągu pracy taki szybciutki 5- cio minutowy spacer również dobrze wpłynie na Twoje samopoczucie.
- Poszukaj w swoim mieście ciekawych wystaw, zakamarków, które możesz odwiedzić.
Tutaj nie będziemy się za bardzo rozpisywać. Na facebooku jest mnóstwo wydarzeń udostępnianych przez restauracje, kawiarnie, które bez problemu możecie odwiedzić 🙂
Podpowiemy Wam co możecie sprawdzić we Wrocławiu:
- Vintage shop w kawiarnii Literatka przy rynku. Klimatyczna kawiarenka aktualnie przekształcona na sklep z vintage ubraniami i dodatkami. Zarówno dla kobiet, mężczyzn, jak i dzieci. Warto się przejść, poszperać w kufrach i upolować modne i dobre jakościowo perełki 🙂 Przy okazji odwiedzin w Literatce, możecie zasmakować na wynos grzane wino lub przepyszną herbatę.
- Jarmark w dzielnicy czterech świątyń. To miejsce, gdzie spotkacie, jak sami organizatorzy piszą ,,Jedzonko, boxy słodkości, grzańce, słodkości, przetwory, rękodzieło, artyści, dużo dobrej muzyki i ludzi. Podczas JARMARKÓW, będziecie mogli złapać namiastkę normalności, pospacerować z grzańcem i zjeść pyszne jedzenie.”
Fajna alternatywa dla wieczoru spędzonego przed Tv.
Na pewno takich wydarzeń u Ciebie w mieście jest więcej. Zapytaj znajomych może oni odwiedzili już jakieś ciekawe miejsce i chętnie Ci jakieś polecą 🙂
- Odkryj w sobie kreatywną stronę mocy. Weź do ręki pędzel, stare gazety, kredki, mazaki. Nie wmawiaj sobie, że to rozrywka tylko dla dzieci. Wyczaruj piękny obraz, kolaż albo zakładkę do ulubionej książki. Poczuj się jak prawdziwy artysta w swojej domowej pracowni.
Na pewno wyjdzie z tego coś fajnego 🙂
Takich sposobów na spędzanie wolnego czasu jest dużo więcej. Oczywiście w obecnej sytuacji niektóre z nich są bardzo mocno ograniczone, ale wystarczy chwila kreatywności i można fajnie zorganizować czas wolny bez internetu i laptopa. Ulubiona książka, puzzle czy wspólne gotowanie to kolejne świetne alternatywy.
A Ty co dodałbyś do naszego spisu ?
Motywacja. YETI samorozwoju – wszyscy o niej słyszeli, nikt jej nie 'widział’.
Autorka: Jola Materna
A Ty wiesz, czym jest? Ale proszę, nie podawaj definicji, którą podczas czytania tego artykułu z łatwością znajdziesz w internecie. Powiedz, czym motywacja jest dla Ciebie. Co konkretnie oznacza. Czy jej doświadczasz? Czy ją posiadasz? Jeśli tak, podziel się tym, co wiesz. Ale zanim to zrobisz, pozwól, że ja podzielę się moim doświadczeniem.
Motywacja to modne słowo. Bez niego ani rusz. Pojawia się ono w tych wszystkich ofertach szkoleniowych (nawet w moich własnych) zalewających nas na portalach społecznościowych – na warsztatach samorozwoju, w sesjach coachingowych, na treningach osobowości. I wszędzie MOTYWACJA, MOTYWACJA, MOTYWACJA! „Odnajdź motywację”, „bez motywacji niczego nie osiągniesz”, „motywacja – klucz do sukcesu”, „nauczymy Cię, jak odnaleźć w sobie motywację” I tak dalej, i tak dalej, jest naprawdę stresująco. Myślisz: „O co chodzi? Może ja też jej nie mam? Może rzeczywiście ostatnio nie chciało mi się iść do pracy? Rany, czy ze mną jest coś nie tak?”. Płacisz za szkolenie 500 zł (w najlepszym razie) i wychodzisz z niego z takim samym nastawieniem, jakie miałeś wcześniej. No dobrze – przez chwilę Ci się wydaje, że coś się zmieniło. Że JĄ masz! I co dalej? Będziesz wydawać tysiące za każdym razem, kiedy będziesz opadać z sił?
Podaję moją definicję motywacji (nie tylko w kontekście nauki języków obcych, choć to moja działka) – może się przyda. To coś, co sprawia, że mi się chce robić. Chociaż Nie! To też nie do końca prawda, pójdę więc dalej – motywacja to nie tylko to, że mi się chce. Motywacja to jest ten bodziec, impuls, który mnie pcha do przodu, niezależnie czy mi się chce, czy nie. Bo może czasami być tak, że wcale nie chcę, ale przymus powoduje, że robię. I robię to stale, systematycznie. Osiągam cel. Wiecie, dlaczego to ważne, że motywacja wcale nie oznacza wyłącznie „chcę”? Bo niezależnie od pobudek, liczy się działanie i efekt. Jeśli więc na siłę próbujesz zmienić „muszę” na „chcę”, możesz się nigdy nie doczekać i nigdy nie zacząć robić. ‘Muszę’ wcale nie jest złe. Zamienianie na siłę ‘muszę’ w ‘chcę’ to trochę taki modny coachingowy frazes i mówię to, pomimo tego, że sama jestem coachem. Jako coach refleksyjny mówię Ci – ‘muszę’ też jest dobre. Mówię o MUSZĘ neutralnym, nie powodującym cierpienia. Muszę nauczyć się angielskiego. Co w tym złego? To też nas zaprowadzi do celu.
Wróćmy do samej motywacji. Gdzie ją znaleźć? Odpowiadam – niekoniecznie tam, gdzie instynktownie jej szukamy. Chcę zacząć się uczyć angielskiego, to zazwyczaj zaczynam trochę z automatu szukać kursów językowych, korepetycji, aplikacji, książek, etc. Nie jest tak? Ale to może nas zaprowadzić w ślepy zaułek. Dlaczego? Ponieważ być może jesteśmy na etapie negacji, że w głębi nas wszystko się buntuje, że dlaczego MUSZĘ? I to jest to ‘muszę’ niedobre. Czujemy presję i tym bardziej nie chcemy. I rzeczywiście poddajemy się bardzo szybko, jeszcze zanim zaczniemy. Jeśli tak się dzieje, odpuść na chwilę angielski, a zrób zupełnie coś niezwiązanego z tematem. Warunek jest taki, że musi to być coś nowego i przyjemnego, coś, co pojawiło się być może wcześniej w Twojej głowie podczas szukania na siłę szkoły językowej: „Ach, zamiast tego angielskiego to ja bym spróbowała morsowania! Albo pojadę w góry pozjeżdżać na sankach!” To powinno być coś, co Cię wyrzuci z toru rutyny, sprawi, że dostaniesz energetycznego kopniaka i na tej fali przystąpisz do nauki angielskiego. Na przykład warsztaty stolarskie lub kulinarne (byłam na obu kiedyś, kiedy było to możliwe). Albo ćwiczenia fizyczne, których z natury nie znoszę, a jednak po latach próbowania różnych form zaczęłam biegać nie przemęczając sięJ (znalazłam najmniej wysiłkową opcję), a energią po bieganiu zasilam czasami zdychające chęci do pracy. U mnie zadziałało. Nie musisz od razu decydować się na jakieś grube tematy czy regularne nowe nawyki, czasami jednorazowe wyjście z domu i nowe doświadczenie popchną nas do kolejnego. Są setki możliwości. Będzie wtedy łatwej, zobaczysz. I to złe MUSZĘ, wywołujące stres i powodujące, że odwlekamy wszystko w nieskończoność, zamieni się w MUSZĘ dobre, racjonalne lub nawet zamieni się w upragnione CHCĘ!
I czy nazwiesz to motywacją (bo przecież lubimy wszystko nazywać) czy też nie będziesz mieć na to żadnej nazwy, DZIAŁAJ!
5 mitów odnośnie nauki języka w szkole językowej
,,Poszukuję kursu językowego, ale szkołom językowym dziękuję’’. Przeglądając ogłoszenia w internecie, bardzo często trafiam właśnie na takie wpisy osób chętnych na naukę języka. Dlaczego tak się dzieje, że zaczynając swoją przygodę z językiem, nie chcemy korzystać z usług szkół językowych.
Mamy co do tego pewne przypuszczenia i postaramy Wam je przedstawić w naszym artykule.
- ,,Kurs w szkole językowej na pewno jest nudny i mało angażujący.’’
Jeszcze nie spróbowałeś, a już podjąłeś decyzję. My możemy przypuszczać dlaczego jesteś zniechęcony do takiej formy. Kurs językowy w szkole językowej pewnie kojarzy Ci się jeszcze z zajęciami z czasów szkolnych lub ze studiów.
I faktycznie bardzo często nasi uczniowie wspominają nam, że uczą się angielskiego odkąd pamiętają, ale ich wyniki nie są zadowalające, a to dlatego, że w klasie było kilkanaście osób i każdy na innym poziomie, zajęcia z języka były prowadzone po polsku lub dalej już na studiach były to zwykłe lektoraty i chodziło tylko o zaliczenie przedmiotu, aby końcowe punkty się zgadzały.
Na pewno znasz to ze swojego życia.
Ale kursy językowe w prywatnych szkołach tak nie wyglądają. Dobre szkoły językowe zatrudniają fajnych i kreatywnych lektorów, dobierają dla Ciebie taki poziom grupy, abyś czuł się swobodnie i przede wszystkim prowadzą zajęcia w tym języku na jaki się zapisałeś, od samego wstępu po pożegnanie, no i w małych, kameralnych grupach 🙂 Bardzo często oferują pierwsze darmowe lekcje próbne, żebyś mógł zobaczyć jak wyglądają same zajęcia, poznać lektorów i uczestników w grupie oraz przekonać się, że poziom jest odpowiedni dla Ciebie.
Jak to jest w Golden Fox: Nasze kursy grupowe prowadzone są w grupach max. 6-cio osobowych. Poziom ustalany jest podczas bezpłatnego testu, który składa się z części pisemnej i ustnej. Zanim podpiszesz umowę i zadeklarujesz się na kurs, przysługuje Ci darmowa lekcja próbna w grupie na Twoim poziomie 🙂
2. ,,Pierwszy miesiąc kursu za darmo*.’’
Niestety są to tylko chwyty (gwiazdka!), aby przyciągnąć nowych kursantów. Często za taką zachętą ukrywają się zobowiązania na dłuższy okres i nie ma to nic wspólnego z fajnym i ciekawym kursem językowym. Dobra szkoła językowa przedstawia Ci jasno i czytelnie wszystkie warunki uczestnictwa w kursie, jaka jest jego cena oraz co w tej cenie otrzymujesz. Podpisując umowę nie dostaniesz dodatkowo karty kredytowej albo ubezpieczenia na życie.
Za to dostaniesz informacje w jakich ratach jest płatność, na jaki okres podpisywana jest z Tobą umowa oraz co zrobić w sytuacji, jeżeli będziesz musiał zrezygnować z zajęć. Oczywiście szkoła może Cię zachęcić fajnym rabatem lub dodatkowymi zajęciami gratis, ale takie zapewnienia o darmowych miesiącach kursu, niestety w praktyce nie mają nic z tym wspólnego.
Jak to jest w Golden Fox: wszystko jest czytelne i klarowne. U nas umowę do zapoznania się dostajesz razem z wynikami testu, możesz ją na spokojnie przeczytać. Nie mamy żadnych ukrytych kosztów. Umowa zawierana jest na czas nieokreślony, z prostym 14- dniowym terminem na jej wypowiedzenie. Płatność jest miesięczna, ale również możesz zapłacić za dłuższy okres kursu – wtedy zachętą dla Ciebie jest oferowana przez nas zniżka.
3. ,,Trafiłem do grupy, gdzie mój poziom w ogóle nie pasował.’’
No i tu mamy kolejny orzech do zgryzienia, ale po kolei. Zawsze przed przystąpieniem do kursu grupowego powinien być przeprowadzany test Twojego poziomu językowego. Z naszego doświadczenia wiemy, że dobrze przeprowadzony test to połowa sukcesu. Bardzo często zdarzyły nam się sytuacje, że kursanci mówili: ,,ale ja przecież nic nie wiem i chcę zacząć od podstaw’’, a po teście okazywało się, że podstawy mają już przyswojone i na pewno nie chcą zaczynać od alfabetu, a i nawet trafiali do grupy na troszkę wyższym poziomie niż podstawowy. Dlaczego dobrze przeprowadzony test jest tak ważny, aby Twoja nauka miała sens ? Wyobraź sobie, że trafisz do grupy, która faktycznie jest na poziomie podstawowym i zaczyna od takich rzeczy, które Ty już masz dawno opanowane. Robisz wszystko szybciej, Twoja motywacja spada, bo jesteś najlepszy w grupie i nie uczysz się nowych rzeczy, a po czasie rezygnujesz z kursu bo uznajesz, że tempo jest dla Ciebie za wolne. No tak, to było do przewidzenia, ale nie taki był Twój cel.
Jak to jest w Golden Fox: przed przystąpieniem do grupowych zajęć próbnych przeprowadzany jest test określający Twój poziom. Test możemy przeprowadzić stacjonarnie w szkole, jak i online. Składa się on z części pisemnej, czyli standardowego testu, który zaczyna się od poziomu A1 i wraz z następnymi pytaniami stopień zaawansowania rośnie oraz z części ustnej, czyli krótkiej rozmowy z naszym lektorem. To daje nam pełny obraz Twojego poziomu i możemy zaproponować Ci zajęcia. Do grupy możesz dołączyć w każdej chwili, dlatego taka forma określenia Twojego poziomu sprawdza się u nas bardzo dobrze już od kilku lat- zaufaj profesjonalistom, oni wiedzą co robią.
4. ,,Nauczymy Cię angielskiego w miesiąc.’’
I to kolejny mit, któremu musimy stawić czoło. Powyższe stwierdzenie byłoby zgodne, jeżeli planowany kurs byłby odbywany codziennie po min. 1h. I nie są to nasze wymysły. CEFR, czyli europejski system opisu kształcenia językowego mówi nam o tym, że aby osiągnąć poziom A1, potrzebujesz około 80-120 godzin nauki. Oznacza to, że jeśli każdego dnia poświęcisz godzinę na naukę, to już po 80-120 dniach będziesz spełniać wymagania. Oczywiście jak szybko będziesz przyswajał dany materiał zależy nie tylko od tego, ile czasu poświęcisz na naukę, ale jakie będzie Twoje zaangażowanie, zaangażowanie Twojego lektora oraz jakie masz predyspozycje do nauki języka.
Nauka języka angielskiego to proces, daj sobie czas, włóż w to trochę wysiłku, a po odpowiednim okresie sam zauważysz pierwsze efekty 🙂
Oczywiście nie chcemy mówić, że w Ciebie nie wierzymy, ale na pewno nie o taki tryb nauki Ci chodzi.
Jak to jest w Golden Fox: nasze grupy realizują materiał z jednego poziomu ok. 7-8 miesięcy. Zajęcia odbywają się 2 razy w tygodniu po 90 minut. Grupy pracują odpowiednim dla nich tempem w oparciu o podręcznik oraz przeróżne materiały przygotowane przez swojego lektora. Lektor jest przypisany do grupy, dlatego zna swoich uczniów i wie, jak najlepiej z nimi pracować.
,,Mamy skuteczną metodę dzięki, której na pewno nauczysz się angielskiego.’’
Każda metoda jest skuteczna, jeżeli Ty wymagasz od siebie najwięcej. Tak to jest z nauką, że jest to proces i nikt się tego za Ciebie nie nauczy. Niektórzy złapią szybciej, innym będzie to szło troszkę wolniej, ale to Ty sam musisz włożyć w to wysiłek. Możesz dostać najlepszego lektora pod słońcem, najlepsze materiały i wydawać pieniądze na dodatkowe godziny zajęć, ale wszystko to nie da oczekiwanych efektów, jeżeli Ty sam nie poświęcisz czasu dla siebie na przyswojenie nabytych umiejętności.
Czy przedstawione powyższe przykłady są Tobie znane ? Mamy nadzieję, że nie trafiłeś na nierzetelną szkołę językową, a jeżeli tak, to po przeczytaniu naszego artykułu będziesz bardziej świadomie podchodzić do wyboru szkoły i dasz się namówić na kurs w szkole językowej. Jeżeli masz dodatkowe pytania, śmiało napisz do nas. Chętnie odpowiemy na wszystkie Twoje pytania i rozwiejemy Twoje wątpliwości.
Hej, Mistrzu Uników! Tak, do Ciebie mówię. Mówię, że nigdy nie będziesz mówić po angielsku.
autor: Jola Materna
Ile razy można pisać i czytać o motywacji, znalezieniu przyjemności w tym co robisz, wyrabianiu nawyków, bla, bla, bla … I co? Sprawdziło się? Wiem, że to ważne i do motywacji też dojdziemy (nie dzisiaj), ale najpierw powiem Ci coś. Jeśli nie robisz nic lub niewiele, ponieważ liczysz na innych, że odwalą robotę za Ciebie lub czekasz od lat naiwnie na cud, to możesz nigdy nie zrobić postępów w nauce.
I ja to nawet rozumiem, że samemu trudno się zmobilizować, siedzisz w domu albo w pracy, bardzo często online, zmęczenie od monitora, tyle jest codziennych spraw do załatwienia, że wieczorem padasz na twarz i na myśl o zadaniu z angielskiego mówisz do siebie: ”Jutro”. Ale dzisiaj nie będzie o wymówkach, bo o tym już było. Dzisiaj chcę Ci opowiedzieć o tym, że nawet kiedy masz mnie przy sobie, dosłownie, fizycznie na lekcji, lub podczas spotkania online, kiedy jestem tylko dla Ciebie i nie musisz sama lub sam zmagać się z niemocą, i tak mnie nie słuchasz. Bo wiesz lepiej. Jest wiele sytuacji, które powtarzają się tak często, że powinnam ostentacyjnie ziewnąć i machnąć na to ręką, ale nie mogę… Moje nauczycielskie sumienie nigdy mi na to nie pozwoli. A oto Twoje powody, dla których nie mówisz po angielsku na lekcji angielskiego.
„Nie lubię takich pytań”.
Aż strach zadać następne. To typ ucznia, który na ogół kontestuje większość zadań, a jednak kontynuuje naukę, płaci i o dziwo jest nawet regularny – w płaceniu, w uczęszczaniu w zajęciach i w nie angażowaniu się, ewentualnie podważaniu wszystkiego, co usłyszy. I od razu wyjaśniam – nie dopytuję się z chorej ciekawości o osobiste sprawy moich uczniów. I nie chodzi mi o ucznia, któremu sporadycznie się to zdarza. Piszę o przypadkach, kiedy jest to notoryczne. Posłuchaj mnie – nie interesuje mnie, że prawie każdy temat Ci nie odpowiada, mów! Nie każę Ci przecież wygłaszać referatów, po prostu spróbuj się wypowiedzieć. A jeśli za każdym razem nie chcesz się komunikować, to znaczy, że masz problem, ale nie z angielskim.
Rzucam na zajęciach temat do dyskusji i słyszę: „Nie wiem”.
O! Ile razy to już było. Nie masz zdania? Trochę głupio. I Tobie i mnie za Ciebie. No wyduś choć dwa zdania. Będę z Ciebie dumna. Zastanawiam się: „Nie wie, bo nie potrafi po angielsku, czy nie potrafi wyrażać własnych opinii? A może jedno i drugie?” Nie dowiem się, bo Ty ciągle mówisz ‘nie wiem’.
„A mogę po polsku?”
No możesz, możesz, tylko dlaczego akurat na lekcji angielskiego? I nawet nie spróbujesz po angielsku! To dopiero jest pójście na łatwiznę, nawet ręka nie drgnęła, żeby sobie szybko jakieś pomocne słówko wygooglować. Ani myśl nie zaświtała, żeby jakoś inaczej spróbować to powiedzieć. Na ogół nie odpuszczam i wracamy do angielskiego. Wiem, że boli, ale wysil się. Czy kiedy na ulicy spotkasz obcokrajowca, który zapyta o drogę, to też się zapytasz, czy możesz po polsku? Lub obrócisz się na pięcie i uciekniesz?
A na koniec mam dla Ciebie wisienkę na torcie. Wyobraź sobie taką oto sytuację – zaczynam rozmowę na początku lekcji, taka rozgrzewka.
Ja: How are you?
Słyszę: Ok.
Pytam dalej: What did you do yesterday?
W odpowiedzi: Nothing.
Niezrażona brnę dalej (choć już zaczynasz mieć mnie dosyć): What are you going to do next weekend?
I dostaję: I don’t know.
Nie poddaję się (Ty już nie ukrywasz irytacji): What films have you seen recently?
Kolejny cios: I don’t remember.
Rozmowa się nie klei. Szkopuł w tym, że to część lekcji, więc powiedz coś. Jeśli rozmowa ma się udać, potrzebna jest dobra wola obu stron. I nawet jeśli będziesz dukać, wyduszać z siebie w bólu kolejne słowa, to będzie coś! Ja to zawsze doceniam i mówię Ci o tym. Liczy się zaangażowanie. Ja nawet doceniam, że Ty mówisz „I don’t know” i „I don’t remember” po angielsku po roku nauki angielskiego, ponieważ często słyszę to niestety po polsku…
Mnie nie można zniechęcić, energia na lekcji mnie nie opuszcza (często myślisz, że na Twoje nieszczęście), a moje pozytywne nastawienie pozwala nam iść dalej. Czasami mnie naprawdę irytujesz, ale pewnie ja Ciebie jeszcze bardziej. Choć z drugiej strony wracasz do mnie. Ponieważ intuicja Ci podpowiada, że powinieneś mi zaufać. Najlepsze jest to, że prawie każdy zanim rozpocznie kurs twierdzi: „Chcę mówić, bo z tym mam największy problem”. Jeśli liczyłaś lub liczyłeś więc, ze jest jakaś metoda, żeby mówić bez mówienia, to muszę cię rozczarować – nie ma! Kiedy już więc przestaniesz narzekać na swojego nauczyciela i na niewygodne pytania na lekcji, przyznaj, że sam niewiele robisz i czas to zmienić. Poza płaceniem za kurs musisz się zaangażować. Nawet jeśli nie lubisz słowa ‘musisz’.
P.S. opisane zostały tu sytuacje, które być może nigdy na szczęście nie będą Cię dotyczyć:)
Wymówki. Moi najlepsi przyjaciele. Może angielski nie jest mi tak naprawdę potrzebny?
Autor: Jola Materna
Do rzeczy. Jeśli jesteś krótkodystansowcem, to już po pierwszej lekcji możesz zacząć odpadać. Ale nie zajmę się tu tak skrajnymi przypadkami. Przyjmę pewną średnią – 5 lub 6 lekcja. Przestajesz robić zadania domowe, pomimo tego, że wcześniej się godzisz na taką formę nauki. Zaczynasz wybiórczo traktować przygotowywanie się i do lekcji i do testów. Raz coś robisz, innym razem nie. Albo robisz część. Lub nic. A przecież przed rozpoczęciem kursu mówisz, że tak na pewno nie będzie.
Podam poniżej kilka typowych sytuacji, co mówisz TY i co myślę JA.
• Nie miałem czasu… – Owszem, miałeś. Nie musisz spędzać kilku godzin dziennie na nauce, wiem i rozumiem, że pracujesz, masz dzieci, dom, przyjaciół. Wystarczy, jeśli poświęcisz jednorazowo pół godziny lub 40 minut w tygodniu na to, o co Cię proszę , żeby być przygotowanym do kolejnej lekcji. Dobrze byłoby poświęcać też po 10-15 minut dziennie, żeby „dać” coś od siebie.
• Byłem chory… – Może i jest to prawda, ale jak słyszę to co drugą, trzecią lekcję, to znaczy, że albo udajesz, albo naprawdę chorujesz, wtedy zrób sobie przerwę i wylecz się, skoro to coś poważnego. Życzę Ci zdrowia i być może wkrótce spotkamy się ponownie w bardziej sprzyjających okolicznościach. Pamiętaj, że ja rezerwuję dla Ciebie czas i jeśli co chwilę odwołujesz zajęcia, nie liczysz się z czasem nauczyciela, a to mi się nie podoba. Tobie podobałoby się?
• Miałem gości… – Ok, mogłabym to przyjąć, gdyby siedzieli u Ciebie przez tydzień, a Ty musisz dla nich gotować, prać, oprowadzać po mieście. Ale nawet wtedy – czy naprawdę nie ma szansy na to, że na 15-20 minut przeprosisz towarzystwo? Może pójdą pozwiedzać okolicę? Pamiętaj, podjąłeś zobowiązanie.
• Wyjątkowo zajęty tydzień, ale tylko ten, potem będzie lepiej… – To złudzenie. To „lepiej” nigdy nie nadchodzi. Patrz wymówka nr 1.
• Byłam na wakacjach… – Pewnie, rozumiem, ja też wyjeżdżam, ale gdy leżysz na plaży lub wieczorem relaksujesz się w pokoju hotelowym, czy mogłabyś znaleźć 15 minut na angielski? Nie dość, że Cię nie ma, czyli opuszczasz lekcje, to jeszcze nic nie robisz. Jak myślisz, jaki ma to wpływ na Twój angielski?
• Nie mam zadania, ale mam inną ważną kwestię językową… – Być może tuż przed lekcją wpadła Ci ta myśl do głowy, że spróbujesz odwrócić moją uwagę od realizacji Twoich zobowiązań, zadając mi pytanie na inny ważny temat językowy. Że niby siedziałeś w domu i myślałeś o angielskim, czyli że poświęciłeś czas. A ja powinnam być wdzięczna? Nie, to tak nie działa. Będę szczęśliwa, kiedy zrobisz to, o Cię proszę (ponieważ zadania domowe nie są przypadkowe) i dodatkowo zadasz mi to pytanie.
I teraz ktoś może zarzucić mi, że o co ta cała afera, przecież to tylko angielski, nie jest to najważniejsza rzecz w życiu. I ja się z tym ochoczo zgodzę. Zgodzę się z Tobą, że angielski nie musi być najważniejszy w Twoim życiu (dlatego też pewnie nie znajdujesz na niego czasu). Tylko po co w takim razie przychodzisz do mnie, twierdzisz, że chcesz się uczyć (czyli coś zupełnie innego, niż potem robisz), zgadzasz się na warunki współpracy, a potem bardzo szybko zaczynasz szukać wymówek? Jednocześnie nie potrafisz przyznać: „Ok, to nie dla mnie. Rezygnuję.” Zamiast tego tkwisz w bańce ze złudzeniami, kontynuujesz kurs, licząc, że coś się zmieni (samo?) na lepsze, wynajdujesz kolejne wymówki i niepotrzebnie wywierasz presję na samą/samego siebie.
Powiem Ci, jak ja to widzę. Jeśli w danym momencie NAPRAWDĘ masz bardzo napięty okres w pracy, dodatkowo często chorujesz, dużo wyjeżdżasz (co też powoduje przerwy w nauce, bardzo niewskazana rzecz), masz trudną sytuację rodzinną, to może to nie jest czas dla Ciebie na naukę. Może za 3 miesiące, za pół roku, może za rok, a może nigdy? Odpowiedz sobie samej/samemu szczerze na pytania:
• Czy angielski jest mi TERAZ do czegokolwiek tak naprawdę potrzebny, czy tylko tak mi się wydaje?
• Jakie są moje priorytety? Gdzie na tej liście jest angielski?
• Czy mam oczekiwania tylko co od nauczyciela? Czy również wymagam od siebie? Jeśli tak, to jakie jest moje realne zaangażowanie?
To są tylko 3 pytania, bardzo ogólne, ale myślę, że pomogą Ci wstępnie wyjaśnić sytuację z samą/samym sobą.
Stoisz na rozdrożu. Zdecyduj się. Albo w jedną, albo w drugą. Nie można być zadowolonym z postępów w zdobywaniu umiejętności, jak nie ma czasu na trening. Dotyczy to języków obcych, prowadzenia samochodu, jazdy na nartach.
Ostatnio pisałam o Tobie, kiedy postanawiasz, że zaczynasz swoją przygodę z angielskim. Jeszcze nie wiemy, jak ona się skończy i czy dołączysz do grona „wymówkowiczów”. Życzę Ci, żebyś tam nie trafił. A jeśli już tak się zdarzy, to na szczęście możesz to szybko zmienić. O tym opowiem Ci innym razem.