Hej, Mistrzu Uników! Tak, do Ciebie mówię. Mówię, że nigdy nie będziesz mówić po angielsku.
autor: Jola Materna
Ile razy można pisać i czytać o motywacji, znalezieniu przyjemności w tym co robisz, wyrabianiu nawyków, bla, bla, bla … I co? Sprawdziło się? Wiem, że to ważne i do motywacji też dojdziemy (nie dzisiaj), ale najpierw powiem Ci coś. Jeśli nie robisz nic lub niewiele, ponieważ liczysz na innych, że odwalą robotę za Ciebie lub czekasz od lat naiwnie na cud, to możesz nigdy nie zrobić postępów w nauce.
I ja to nawet rozumiem, że samemu trudno się zmobilizować, siedzisz w domu albo w pracy, bardzo często online, zmęczenie od monitora, tyle jest codziennych spraw do załatwienia, że wieczorem padasz na twarz i na myśl o zadaniu z angielskiego mówisz do siebie: ”Jutro”. Ale dzisiaj nie będzie o wymówkach, bo o tym już było. Dzisiaj chcę Ci opowiedzieć o tym, że nawet kiedy masz mnie przy sobie, dosłownie, fizycznie na lekcji, lub podczas spotkania online, kiedy jestem tylko dla Ciebie i nie musisz sama lub sam zmagać się z niemocą, i tak mnie nie słuchasz. Bo wiesz lepiej. Jest wiele sytuacji, które powtarzają się tak często, że powinnam ostentacyjnie ziewnąć i machnąć na to ręką, ale nie mogę… Moje nauczycielskie sumienie nigdy mi na to nie pozwoli. A oto Twoje powody, dla których nie mówisz po angielsku na lekcji angielskiego.
„Nie lubię takich pytań”.
Aż strach zadać następne. To typ ucznia, który na ogół kontestuje większość zadań, a jednak kontynuuje naukę, płaci i o dziwo jest nawet regularny – w płaceniu, w uczęszczaniu w zajęciach i w nie angażowaniu się, ewentualnie podważaniu wszystkiego, co usłyszy. I od razu wyjaśniam – nie dopytuję się z chorej ciekawości o osobiste sprawy moich uczniów. I nie chodzi mi o ucznia, któremu sporadycznie się to zdarza. Piszę o przypadkach, kiedy jest to notoryczne. Posłuchaj mnie – nie interesuje mnie, że prawie każdy temat Ci nie odpowiada, mów! Nie każę Ci przecież wygłaszać referatów, po prostu spróbuj się wypowiedzieć. A jeśli za każdym razem nie chcesz się komunikować, to znaczy, że masz problem, ale nie z angielskim.
Rzucam na zajęciach temat do dyskusji i słyszę: „Nie wiem”.
O! Ile razy to już było. Nie masz zdania? Trochę głupio. I Tobie i mnie za Ciebie. No wyduś choć dwa zdania. Będę z Ciebie dumna. Zastanawiam się: „Nie wie, bo nie potrafi po angielsku, czy nie potrafi wyrażać własnych opinii? A może jedno i drugie?” Nie dowiem się, bo Ty ciągle mówisz ‘nie wiem’.
„A mogę po polsku?”
No możesz, możesz, tylko dlaczego akurat na lekcji angielskiego? I nawet nie spróbujesz po angielsku! To dopiero jest pójście na łatwiznę, nawet ręka nie drgnęła, żeby sobie szybko jakieś pomocne słówko wygooglować. Ani myśl nie zaświtała, żeby jakoś inaczej spróbować to powiedzieć. Na ogół nie odpuszczam i wracamy do angielskiego. Wiem, że boli, ale wysil się. Czy kiedy na ulicy spotkasz obcokrajowca, który zapyta o drogę, to też się zapytasz, czy możesz po polsku? Lub obrócisz się na pięcie i uciekniesz?
A na koniec mam dla Ciebie wisienkę na torcie. Wyobraź sobie taką oto sytuację – zaczynam rozmowę na początku lekcji, taka rozgrzewka.
Ja: How are you?
Słyszę: Ok.
Pytam dalej: What did you do yesterday?
W odpowiedzi: Nothing.
Niezrażona brnę dalej (choć już zaczynasz mieć mnie dosyć): What are you going to do next weekend?
I dostaję: I don’t know.
Nie poddaję się (Ty już nie ukrywasz irytacji): What films have you seen recently?
Kolejny cios: I don’t remember.
Rozmowa się nie klei. Szkopuł w tym, że to część lekcji, więc powiedz coś. Jeśli rozmowa ma się udać, potrzebna jest dobra wola obu stron. I nawet jeśli będziesz dukać, wyduszać z siebie w bólu kolejne słowa, to będzie coś! Ja to zawsze doceniam i mówię Ci o tym. Liczy się zaangażowanie. Ja nawet doceniam, że Ty mówisz „I don’t know” i „I don’t remember” po angielsku po roku nauki angielskiego, ponieważ często słyszę to niestety po polsku…
Mnie nie można zniechęcić, energia na lekcji mnie nie opuszcza (często myślisz, że na Twoje nieszczęście), a moje pozytywne nastawienie pozwala nam iść dalej. Czasami mnie naprawdę irytujesz, ale pewnie ja Ciebie jeszcze bardziej. Choć z drugiej strony wracasz do mnie. Ponieważ intuicja Ci podpowiada, że powinieneś mi zaufać. Najlepsze jest to, że prawie każdy zanim rozpocznie kurs twierdzi: „Chcę mówić, bo z tym mam największy problem”. Jeśli liczyłaś lub liczyłeś więc, ze jest jakaś metoda, żeby mówić bez mówienia, to muszę cię rozczarować – nie ma! Kiedy już więc przestaniesz narzekać na swojego nauczyciela i na niewygodne pytania na lekcji, przyznaj, że sam niewiele robisz i czas to zmienić. Poza płaceniem za kurs musisz się zaangażować. Nawet jeśli nie lubisz słowa ‘musisz’.
P.S. opisane zostały tu sytuacje, które być może nigdy na szczęście nie będą Cię dotyczyć:)